Mario
Vargas Llosa niczym Dante bierze bezpośredni udział w swoich
powieściach. Zebrane w jedną całość dałyby obszerną historię
życia autora. Może to wydać się to mało oryginalne. W końcu
większość pisarzy opiera swoje historię na własnym życiu.
Jednak u Llosy wygląda to nieco inaczej. Nie wiem czy jego życie
rzeczywiście wygląda jak z serialu
kryminalno – romansowego czy
facet ma po prostu niesamowity talent do ubarwiania zwykłych,
szarych scen. Nasz lekko ciapowaty Marito to nie kto inny jak sam
autor. Oczywiście słynna ciotka Julia także istnieje i po
publikacji tej książki stwierdziła, iż autor kłamał.
Napisała ona własną książkę opowiadającą tę historię, lecz z innego punktu widzenia. Niestety albo stety, nie przyniosła to żadnego rezultatu. Co by nie wymyśliła i tak umiejętności Llosy są niepodważalne. Ten peruwiański pisarz dostał Nagrodę Nobla i to zasłużenie. Trzeba przyznać, że styl ma naprawdę świetny. Bardzo podobny do Marqueza. Skupmy się jednak na książce.
Napisała ona własną książkę opowiadającą tę historię, lecz z innego punktu widzenia. Niestety albo stety, nie przyniosła to żadnego rezultatu. Co by nie wymyśliła i tak umiejętności Llosy są niepodważalne. Ten peruwiański pisarz dostał Nagrodę Nobla i to zasłużenie. Trzeba przyznać, że styl ma naprawdę świetny. Bardzo podobny do Marqueza. Skupmy się jednak na książce.
Sam
autor mówi, że jest to ”powieść
pełna rozpusty”.
Nie chcę być szowinistką ale założę się, że każdy facet
czytający teraz te słowa, wyobraża sobie sceny erotyczne na co
drugiej stronie. Niestety panowie, muszę was zmartwić. Owszem,
możemy znaleźć w niej wiele dwuznacznych scen, lecz
zwykle(podkreślam – zwykle) są to podteksty. Jeśli chcecie
poczytać relacje z gorących scen, to raczej nie tutaj. Przynajmniej
nie pod tym tytułem. W całej książce zaciekawiły mnie trzy
główne postacie. Marito – młody studencik prawa, dorabiający
sobie w rozgłośni radiowej. Ciotka Julia – niewyżyta, kochająca
flirtować i owijać sobie mężczyzn wokół palca rozwódka. No i
wspaniały, ekscentryczny skryba czyli słynny Pedro Camacho. Są to
świetnie zbudowane, wyraziste
i oryginalne postacie.
Pełne kontrastów i wewnętrznych sprzeczności. Historia miłosna
mnie osobiście nie zachwyciła. Trochę szablonowa. Jednak ciekawe
połączenie happy and-u z tzw. czarną dupą. Nie będę więcej
zdradzać. Domyślcie się sami lub co więcej, przeczytajcie. Wątek
skryby był rewelacyjny. Pedro bawił, śmieszył i skłaniał do
refleksji. Manipulował czytelnikiem jak tylko chciał. W książce
zauważamy dwa wizerunki artysty. Różne etapy życia i stopnia
zaawansowania aby na zakończenie poczuć na własnej skórze jak
kończą pisarze bezgranicznie oddający się sztuce.
Budowa
utworu jest bardzo ciekawa i oryginalna. Powieść nie jest
podzielona jedynie na rozdziały. Każdy
rozdział opowiada inną historię, a tak właściwie to co drugi.
Dlaczego tak? Przekonajcie się sami zaglądając do niej. Oczywiście
głównym wątkiem jest historia Mario i Juli jednak poznajemy także
nagiego murzyna, sierżanta Lituma, rodzeństwo mające dziecko itd.
To wszystko brzmi jak ze słabej brazylijskiej telenoweli? Tak waśnie
jest, z małą różnicą oczywiście. Nie
jest ona pod żadnym aspektem słaba.
Książka
wzbudziła we mnie wiele sprzecznych emocji.
Czułam się jakbym trafiła na karuzele lub do wirówki, która
powoli się rozkręca, by na końcu osiągnąć niewyobrażalną
prędkość światła. Jednak po ostatecznym rozrachunku
stwierdzam, iż warto ją przeczytać. Język jest naprawdę bardzo
dobry a historia ciekawa. Jednym słowem jeżeli macie ochotę
sięgnąć po dobrą i lekką książkę, to polecam “Ciotkę
Julię…”
8/10
Świetna książka, dałam jej najwyższą notę! Bardziej niż właściwa fabuła, podobały mi się opowieści radiowe Comachy.
OdpowiedzUsuń