poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Ciotka Julia i Skryba - Mario Vargas Llosa


   Mario Vargas Llosa niczym Dante bierze bezpośredni udział w swoich powieściach. Zebrane w jedną całość dałyby obszerną historię życia autora. Może to wydać się to mało oryginalne. W końcu większość pisarzy opiera swoje historię na własnym życiu. Jednak u Llosy wygląda to nieco inaczej. Nie wiem czy jego życie rzeczywiście wygląda jak z serialu kryminalno – romansowego czy facet ma po prostu niesamowity talent do ubarwiania zwykłych, szarych scen. Nasz lekko ciapowaty Marito to nie kto inny jak sam autor. Oczywiście słynna ciotka Julia także istnieje i po publikacji tej książki stwierdziła, iż autor kłamał.
Napisała ona własną książkę opowiadającą tę historię, lecz z innego punktu widzenia. Niestety albo stety, nie przyniosła to żadnego rezultatu. Co by nie wymyśliła i tak umiejętności Llosy są niepodważalne. Ten peruwiański pisarz dostał Nagrodę Nobla i to zasłużenie. Trzeba przyznać, że styl ma naprawdę świetny. Bardzo podobny do Marqueza. Skupmy się jednak na książce.
   Sam autor mówi, że jest to ”powieść pełna rozpusty”. Nie chcę być szowinistką ale założę się, że każdy facet czytający teraz te słowa, wyobraża sobie sceny erotyczne na co drugiej stronie. Niestety panowie, muszę was zmartwić. Owszem, możemy znaleźć w niej wiele dwuznacznych scen, lecz zwykle(podkreślam – zwykle) są to podteksty. Jeśli chcecie poczytać relacje z gorących scen, to raczej nie tutaj. Przynajmniej nie pod tym tytułem. W całej książce zaciekawiły mnie trzy główne postacie. Marito – młody studencik prawa, dorabiający sobie w rozgłośni radiowej. Ciotka Julia – niewyżyta, kochająca flirtować i owijać sobie mężczyzn wokół palca rozwódka. No i wspaniały, ekscentryczny skryba czyli słynny Pedro Camacho. Są to świetnie zbudowane, wyraziste i oryginalne postacie. Pełne kontrastów i wewnętrznych sprzeczności. Historia miłosna mnie osobiście nie zachwyciła. Trochę szablonowa. Jednak ciekawe połączenie happy and-u z tzw. czarną dupą. Nie będę więcej zdradzać. Domyślcie się sami lub co więcej, przeczytajcie. Wątek skryby był rewelacyjny. Pedro bawił, śmieszył i skłaniał do refleksji. Manipulował czytelnikiem jak tylko chciał. W książce zauważamy dwa wizerunki artysty. Różne etapy życia i stopnia zaawansowania aby na zakończenie poczuć na własnej skórze jak kończą pisarze bezgranicznie oddający się sztuce.
   Budowa utworu jest bardzo ciekawa i oryginalna. Powieść nie jest podzielona jedynie na rozdziały. Każdy rozdział opowiada inną historię, a tak właściwie to co drugi. Dlaczego tak? Przekonajcie się sami zaglądając do niej. Oczywiście głównym wątkiem jest historia Mario i Juli jednak poznajemy także nagiego murzyna, sierżanta Lituma, rodzeństwo mające dziecko itd. To wszystko brzmi jak ze słabej brazylijskiej telenoweli? Tak waśnie jest, z małą różnicą oczywiście. Nie jest ona pod żadnym aspektem słaba.
   Książka wzbudziła we mnie wiele sprzecznych emocji. Czułam się jakbym trafiła na karuzele lub do wirówki, która powoli się rozkręca, by na końcu osiągnąć niewyobrażalną prędkość światła. Jednak po ostatecznym rozrachunku stwierdzam, iż warto ją przeczytać. Język jest naprawdę bardzo dobry a historia ciekawa. Jednym słowem jeżeli macie ochotę sięgnąć po dobrą i lekką książkę, to polecam “Ciotkę Julię…”

8/10


1 komentarz:

  1. Świetna książka, dałam jej najwyższą notę! Bardziej niż właściwa fabuła, podobały mi się opowieści radiowe Comachy.

    OdpowiedzUsuń